Bună ziua – Pozdrawiamy z Rumunii
Ostatnim pasmem na naszej trasie na Ukrainie jest Świdowiec. Z Ust-Czornej wiedzie nas czerwony szlak. Ponowna odwilż sprawia, że śnieg jest mokry i przykleja się do rakiet. Nogi są jak w butach z ołowiu. Ukształtowanie terenu i przebieg szlaku nie ułatwia nam zadania. Bardzo strome stoki i zarośnięte grzbiety powodują, że poruszamy się naprawdę wolno. Ostrożnie. Zastanawiając się, czy zdążymy przed zmrokiem wejść na Tempę, bezpiecznie zejść i znaleźć miejsce na nocleg, podejmujemy decyzję, by wyjść nań jednak jutro. Wspinamy się na bardzo stromy Stoh i rozbijamy namiot w naturalnym dole śnieżnym pod świerkiem. Najpierw oczywiście łopatując. W nocy zrywa się wiatr, który nie pozwala spać. Wstajemy przed świtem, by jak najszybciej wyruszyć. Silny wiatr przywiewa chmury, z których woda zamienia się w marznący deszcz. Zaczyna nas pokrywać lód. Wchodzimy na Tempę 1634 m n.p.m. dzięki ścieżce na GPS. Chmury są już na tyle nisko, że nic nie widać. Jesteśmy jak lukrowani, tyle że słodko nie jest wcale. Pokryte lodem ubrania są ciężkie i sztywne i ledwo się w nich poruszamy. Wiatr wieje dokładnie z kierunku, w którym dalej mamy iść. Tysiące igieł wbija się w twarz. Nic nie widzimy. Schodzenie w takich warunkach jest bardzo ryzykowne, bo nie znamy terenu. Szybko zmieniamy plan i wracamy po własnych śladach na siodło na Stogach, by zejść w dolinę i przejść w stronę granicy.
Kolejne pasma już w Rumunii!