Polowanie na dzikiego turystę
Kiedy po piątej rano w środku lasu minął nas samochód trochę się zdziwiliśmy.
W sobotę do pracy? Jeszcze ciemno, komu by się chciało wstawać? Kilka kilometrów dalej widzimy więcej aut zaparkowanych przy drodze. Polowanie. Po kolejnym kilometrze jesteśmy pewni. Strzał pada kilkanaście metrów od nas!
Myśliwy też jest zaskoczony naszą obecnością. Idziemy dalej, a z mroku wyłaniają się kolejni mężczyźni ze strzelbami. Stoją przy drodze, którą idziemy. Jeden z nich wyłącza wabik – odgłos ptaka.
– Na co polujecie? – pytamy.
– Na ‚torni’.
– Ptaki? – upewniamy się.
Sprawdzamy w tłumaczu: torni to kamuszniki.
Kolejnego dnia wchodzimy w sam środek polowania. Tym razem na dziki. W dolinie, którą idziemy musi być kilkunastu myśliwych. Co chwila padają strzały. Nie wiemy nawet z której strony. Czujemy się jak na poligonie. Gwizdki przy plecaku się teraz bardzo przydają. Dajemy tak o sobie znać w gęstych zaroślach.
W Ligurii były tabliczki z informacją, że polowania są w środy i niedziele w październiku, listopadzie i grudniu. Tu tabliczki są o zakazie albo o możliwości polowania. Nie ma dokładnych informacji.
Pytamy carabiniero o dni polowania. We wtorek i piątek nie ma polowań. 5 dni w tygodniu nie można wejść do lasu bez narażania się na postrzał.
W takim wypadku nie mamy wyjścia, musimy podjąć ryzyko.
W razie czego będziemy wołać
„Nie strzelać! Gatunek zagrożony: turysta plecakowy.”