Zaraz, zaraz… zostało jeszcze coś do opisania!
Pokonanie pasma Mehedinti, ostatniego na naszej trasie okazało się trudniejsze niż sądziliśmy, głównie ze względu na pogodę. Przedwiosenne ulewy zniechęcają do marszu. Plusowe temperatury roztapiają śnieg, w którym ciężko nam iść. Strome, kamieniste szlaki powodują, że często musimy zdejmować rakiety, co spowalnia marsz. Poza Polaną Belentina pasterskie chaty są w ruinie. Jesteśmy przemoczeni, woda chlupocze w butach i nie mamy szans, by się wysuszyć. Brniemy więc dalej, choć tylko dzięki świadomości, że za chwilę osiągniemy cel. Naszą ostatnią noc na szlaku spędzamy w remontowanej chatce, która stoi na Polanie Balta Cerbului, zamieszkała przez myszy. Przynajmniej jest sucho. Mamy dość mokrych butów, ubrań, śpiworów… Zaciskamy zęby i idziemy prawie bez przerwy, by dotrzeć do końca, do Orszowej. By wyspać się w ciepłym i suchym łóżku. Po 30 kilometrach docieramy do celu. KONIEC!!! Przeszczęśliwi padamy ze zmęczenia ze świadomością, że jutro nie trzeba nigdzie iść. Nareszcie można odpocząć, pospać dłużej bez wyrzutów sumienia. Nafutrować się do pełna. Założyć suche rzeczy. Tylko tyle i aż tyle.