Przeszliśmy pierwszy 1000 km szlaku Sentiero Italia!
Jeszcze tylko 5 razy tyle
Ostatnie dni były bardzo intensywne. Weszliśmy w rejon Lombardii. Trasa w Aplach Retyckich w Parku Adamello wiedzie przez przełęcze położone wysoko w górach, gdzie przechodziliśmy ponad 2900 i dwukrotnie ok. 2800 metrów. Śniegu jest bardzo dużo i panują warunki zimowe. Nie mamy ze sobą raków ani czekanów, a bardzo by się tu przydały. Ale przecież wybieraliśmy się na trekking do słonecznej Italii…
Przydaje się nasze doświadczenie z zimowego przejścia Łuku Karpat. Gdyby nie to, pewnie nie mielibyśmy odwagi podjąć próby przejścia przez te śniegi i omijali część szlaku, jak robią to osoby przechodzące Via Alpinę.
Na pierwszej przełęczy Premassone (2923 m) mieliśmy szczęście. Grupa osób wyposażona w sprzęt zimowy właśnie przez nią przeszła. Dzięki temu przejście po świeżych śladach było możliwe, mimo stromego żlebu.
Druga przełęcz Millera (2818 m) była gorsza. W schronisku powiedzieli, że ktoś tamtędy szedł dzień, albo dwa dni temu. Na ślady nie trafiliśmy. W dodatku przyszła mgła i deszcz i nie widzieliśmy dobrej drogi. Dlatego ostatni odcinek szlaku idziemy prosto na przełęcz, tymczasem szlak przechodzi przez grzbiet w innym miejscu. Stromy końcowy żleb pokonujemy wbijając ręce w śnieg zamiast czekanów, których nie mamy. Granią idziemy do szlaku i stamtąd schodzimy w Dolinę Salarno długim, żmudnym zejściem po ogromnych głazach.
Trzecia przełęcz Poia (2775m) wydawała się być najgorsza. Z daleka jednak trudno to ocenić. Tymczasem ukształtowanie terenu sprawia, że na górę wchodzimy przez kilka śnieżnych kotłów. Niestety, końcowy odcinek utrudniamy sobie sami, wybierając ścieżkę zimową. Gdy docieramy do skał, okazuje się, że dalej też jest śnieg. Musimy zejść pionowo w dół tyłem i dojść do kolejnych skał. Te zaczynają się wysuwać spod Weroniki. Na szczęście nie zjeżdża razem z nimi. Bezpiecznie docieramy na przełęcz. Teraz najgorsze zejście. Niemal pionowy stok jest zaśnieżony, bo żleb jest bardzo wąski. Sławek schodzi pierwszy. Korzystamy ze śladów poprzedników, jednak popołudniu śnieg jest już dość miękki. Weronika zjeżdża pionowo śniegiem i zatrzymuje się na wielkim głazie. W trakcie zejścia skałami kijek Sławka z tempą końcówką ześlizguje się. Sławek traci równowagę i obdziera rękę i obija nogę.
Kolejnego dnia myślimy, że odpoczniemy na łatwiejszym szlaku. Po dojściu do spektakularnego jeziora Arno, wchodzimy na szlak, na którym trzeba uważać na każdym kroku. Ścieżka jest wąska, zarośnięta krzakami i ze spadkiem po jednej stronie. Podczas tej wyprawy każdy dzień jest zaskoczeniem i podniesieniem poprzeczki. Odpoczywamy i świętujemy tysiąc kilometrów pysznymi lodami w Maldze pod Colombe.
Po dniach przyszedł czas na duży kryzys. Zarówno fizyczny jak i psychiczny. Mamy nadzieję, że szybko przejdzie